Jak jest dobrze to po co psuć… czyli kosmetyczni ulubieńcy od lat

Każdy ma takie swoje hity odnalezione czasem za jednym strzałem a czasem po wielu nieudanych testach i długich poszukiwaniach. Oto moje…

Seria Nagietkowa i Aloesowa z Ziaji – idealna do mojej suchej i wrażliwej cery. Stosuję naprzemiennie, przy czy krem z serii nagietkowej jest trochę za ciężki, szczególnie na lato więc jeżeli chodzi o krem stosuje cały czas aloesowy. Jedyny minus – nie maja w tej linii kosmetyków w wersji na dzień z filtrem wiec muszę dodatkowo nakładać jakiś inny krem z filtrem. Co ciekawe, kosmetyki tej serii pamiętam jeszcze z czasów nastoletnich a zapewniam, że to już trochę lat upłynęło, i po wielu latach eksperymentów wróciłam do nich.

Korektor Maybeline Lumi Touch w kolorze 02 Nude – już nie pamiętam ile lat go stosuję. Chyba odkąd się pojawił. Jest porównywany do słynnego korektora YSL i swego czasu internet się rozpisywał na ten temat. YSL nie próbowałam, cena jakoś mnie nie przekonała szczególnie, że miałam już ten z Maybelline. Trafiłam na to cudo przez przypadek – szukałam „jakiegoś” korektora cieni pod oczami i pani w drogerii poleciła mi go jako nowość. Teraz nie szukam już jakiegoś korektora tylko wiernie kupuję ten.

Odżywki do paznokci z Eveline – mam z reguły parę rodzajów i stosuję jako bazę pod lakier, raz jeden raz drugi a raz trzeci. Ale 8w1 ocaliła mi paznokcie po bardzo głupim pomyśle z żelowymi paznokciami. Myślałam, że nie doprowadzę ich do ładu – nic nie pomagało, były makabrycznie zniszczone. Nigdy nie miałam mocnych paznokci ale najgorsze już za mną i nie muszę stosować jakiś maści i innych dermatologicznych kuracji. Co więcej cały czas są pomalowane kolorkiem.

Dwufazowy olejek do demakijażu z  Bielendy – jestem fanką codziennego malowania oczu czyli baza, cienie, kredka lub eyeliner i maskara. Olejek jest delikatny, ale świetnie sobie radzi z mocnym i wodoodpornym makijażem. Najczęściej kupuję awokado, ale jak akurat nie ma na półce w sklepie to biorę inny z tej serii np bawełna.

 

Zawsze mam pod ręką kilka różnych szamponów i odżywek do włosów i używam zamiennie, ale nigdy nie może zabraknąć na polce w łazience serii Go Blonder John Frieda. Dostałam kiedyś próbki do zakupów i zauważyłam różnicę już po pierwszym użyciu.

Maseczka całonocna Moisture Surge Clinique – kolejny przykład, że rozdawanie próbek może zdobyć wiele klientek. Zastosowałam wieczorem, wstałam rano i zszokowałam (pozytywnie oczywiście) wyglądem mojej skóry. Generalnie taki efekt WOW.

Nie ważne jak bardzo wielbię Urban Decay i szczególnie paletkę Naked to jednak Too Faced z ich Neutral Eyeshadow Palette skradło mi serce. W codziennym porannym pośpiechu mała, zgrabna paletka lepiej się sprawdza niż nieograniczony wybór kombinacji w Naked. I wiem, że zrobili Naked Basics, ale są to niestety matowe cienie, a ja kocham cienie perłowe, błyszczące, brokatowe a matowe używam trochę i to jako kombinacja z perłowymi jak już coś. Tak więc mam już trzecia paletkę Too Faced, która jest na wykończeniu. Najgorsze ze jej nie mam czym zastąpić, bo nowa wersja ich palety została zmieniona – w miejsce cudownego perłowo-brokatowego cienia w kolorze szampana wrzucili mat i to bardzo paskudny.

Baza pod cienie Urban Decay Eyeshadow Primer Potion – tu nie ma co dodawać –  jest idealna. Cena może początkowo przerażać, ale starcza naprawdę na długo i jest bardzo skuteczna – makijaż utrzymuje się u mnie ponad 12 godzin bez problemu. Ma kilka wersji o różnym kolorze i wykończeniu – oczywiście matowej nie lubię, za to Sin jest u mnie najczęściej używany.

 

 

Artykuł niesponsorowany.

Comments are closed.