Wydaje mi się, że od grudnia nie zaglądałam do Drogerii Natura, jakoś nie było mi po drodze. Tak wiec w ten weekend czekała mnie miła niespodzianka. Wprowadzono do oferty 2 marki makijażowe, w tym właśnie wet n wild, o której cieniach nasłuchałam się na YouTube same superlatywy i zawsze chciałam ją przetestować. Amerykańska marka, w bardzo przystępnych cenach.
Na pierwszy rzut oczywiście słynne cienie – wybrałam zestaw 3 cieni neutralnych w mini paletce (Walking on Eggshells) i pojedynczy brokat (Binge) w sam raz na ostatki 😉
No i tu sam zachwyt jeżeli chodzi o paletkę. Cienie o wykończeniu perłowym, wytłoczony napis sugeruje od razu jak ich używać, a cienie do stosowania na całą powiekę i pod łuk brwiowy są w większej ilości niż cień do załamania powieki. Kremowa, przyjemna konsystencja, świetnie się rozprowadzają na powiece i bardzo dobrze rozcierają oraz łączą ze sobą. Makijaż jak zawsze z baza UD Primer Potion utrzymuje się cały dzień.
Teraz trochę o minusach, bo oczywiście są minusy… Bardzo tanie, plastikowe opakowanie, podejrzewam że mogłoby nie przeżyć zbyt wielu podroży w mojej torebce. Niewygodnie się otwiera, strasznie zaklejone naklejkami firmowymi, których musiałam się pozbyć aby się dostać w końcu do zawartości.
Pędzelek i gąbeczka dołączone … właściwie mogliby ich nie załączać, zaoszczędziliby więcej, a ja i tak ich nigdy nie użyję, uważam że się po prostu nie nadają. Widać więc, gdzie producent ciał koszty i w sumie bardzo się cieszę że na opakowaniu, a zachował za to świetną jakość samych cieni za super niską cenę, bo za moja zdobycz zapłaciłam tylko 13,99PLN.
Jeżeli chodzi o brokat, to bardzo ciekawy produkt, piękny i efektowny, niestety nie sprawdziłam czy przetrzyma całą noc, więc nie mogę się wypowiedzieć o trwałości. Opakowanie tak jak w powyższym przypadku, przy otwieraniu już mi się lekko uszkodziło. Cena 7,99 PLN.
Oczywiście musiałam przetestować lakiery, choć ich recenzji jak dotąd nie widziałam nigdzie. Wybrałam dwa odcienie fioletu – lawendowy kolorek o nazwie On a Trip i ciemny fiolet z mnóstwem drobinek niewidocznych na paznokciu na pierwszy rzut oka ale dający to ekstra coś. Ten drugi lakier ma wdzięczną nazwę Disturbia.
Pędzelki wygodne, płaskie i szerokie – mój ulubiony typ. Konsystencja nie kryje paznokcia za pierwszym razem – zdecydowanie potrzebna była druga warstwa. Wysychają błyskawicznie i na trwałość nie narzekam. Nie kładłam żadnego topcoatu i po trzecim dniu normalnych czynności nie mam odprysków, zaczęły się jedynie lekko ścierać końcówki, ale nie rzuca się to w oczy.
Opakowanie bardzo ładne, efektowne, można zostawić na toaletce, aby się prezentowały 😉 Generalnie bardzo udany zakup w cenie 9,99 PLN za sztukę o pojemności 13.5 ml.
Podsumowując – pierwsze próby zachęciły mnie zdecydowanie do dalszych zakupów i testów, również z pozostałego asortymentu 🙂
Artykuł niesponsorowany.